Shingeki no Kyojin Wiki
Advertisement

04.11.852[]

Nazywam się Lucy.To będzie mój pierwszy zapis w moim dzienniku...Wczoraj zostałam przydzielona do Zwiadowców,a mam zaledwie 11-ście lat.Przydzielono mnie do nich tylko dlatego że,cytuję ,,Potrafię się zmieniać w tytana".Jestem sierotą dlatego nie było problemu z przyjęciem mnie.Pierwszego dnia nauczono mnie jak korzystać ze sprzętu do trójwymiarowego manewru.Dziś strasznie się ośmieszyłam przed kapralem Levim...Trenowałam używanie sprzętu do trójwymiarowego manewru...Coś poszło nie tak i po chwili wisiałam do góry nogami na drzewie...Drzewo rosło naprzeciwko okna w jadalni...A przy oknie siedział Levi i pił kawę.Powiedział tylko:

-Kawy już nie można w spokoju wypić...

Wyszedł na dziedziniec i mruknął pod nosem:

-Tch.Gorzej niż Yeager...

Rozwiązał coś na drzewie i spadłam głową w kałuże...Potem rzucił przez ramię:

-A teraz,jeśli łaska,idź się umyj bo jesteś cała w błocie...

Nie czekałam ani chwili,poszłam się myć i przypomniałam sobie słowa Levi'ego gdy jechaliśmy do bazy:,,Nie myśl że uciekniesz od munduru".Od razu dotarło do mnie że nie ma mundurów na mój rozmiar...Postanowiłam sama sobie go uszyć...W sierocińcu nauczono  mnie szyć...Jak coś uszyłam to albo dawałam dziecku z sierocińca albo sprzedawałam...Zabrałam się za to w nocy,kiedy wszyscy śpią...Właśnie kończyłam naszywać Skrzydła Wolności na kurtkę kiedy nagle zapaliła się lampa na stoliku w mojej sypialni...To był kapral.I rzekł:

-Czemu sama szyjesz sobie mundur?Uważasz się za lepszą od innych?

Ogarneło mnie zupełne przerażenie...Powiedziałam coś bardzo głupiego:

-Nie kapralu...J-ja tylko zdaję sobie sprawę że nie ma mundurów na mój rozmiar...

-Słuchaj,kazałem krawcowej żeby uszyła mundur na twój rozmiar...Nie musiałaś tego robić...Idź spać,rano wcześnie wstajesz.Muszę cie nauczyć korzystania ze sprzętu.

Zaczął iść w kierunku drzwi,rzucił przez ramię jeszcze:

-Wiesz...Krzywo przyszyłaś rękaw...

Zgasił lampę i wyszedł...Ja złapałam się za twarz i w głowie wyzywałam się od idiotki i głąba...

05.12.852[]

Do tego szykowałam się cały miesiąc,podobnie jak reszta korpusu.Moja pierwsza Wyprawa za Mur.Na początku wszystko było dobrze.Jechałam otoczona przez Ymir,Christę,Bertholda,Reinera,Mikasę,Armina i Erena.Hanji się mnie spytała przed odjazdem czy w razie potrzeby potrafiłabym pomóc Erenowi.Odpowiedziałam że tak,bo to mój obowiązek.Mineła godzina zanim pojawili się tytani.Kilku pierwszym łatwo rozciełam kark.Lecz pojawił się taki który spojrzał mi prosto w oczy...Niezauważyłam jak sięga po mnie swoją wielką łapą.Uratował mnie dowódca Erwin.Jednak pojawiło się stado odmieńców...Jeden złapał Reinera i zanim skierował go do paszczy to strząsnął z niego sprzęt...Wszyscy byli zajęci...Jedyną szansą Reinera byłam ja...Nie miałam dla diablęcia litości...Najpierw odciełam ręke w której był Reiner a potem tytana zabiłam bez wahania.Gdy wydostałam go z tytaniej ręki to na początku pomyślał że jestem Christą bo mruknął:

-Ch-christa...Dziękuje...

Dopiero potem się zorientował że nie jestem Christą...Potem dodał:

-Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności bitewnych...Trenował cię kapral,co?

Odpowiedziałam że tak,po czym...Tytan po mnie sięgnął.Reiner nie miał czasu by zareagować...Połknął mnie w całości,a mimo tego cały czas słyszałam co się dzieje na zewnątrz...Słyszałam tylko krzyki tłumione krzyki Reinera:

-Berthold!Pomóż mi!Lucy została połknięta!!!

Myślałam że to koniec...Dostałam się tutaj po to by pomagać a sama zostałam zjedzona...Dookoła mnie było pełno nadgryzionych zwłok...Kiedy usłyszałam kolejne wrzaski,tym razem należały do Erwina:

-Odwrót!!!Jest ich za dużo nie damy sobie rady!!!

Usłyszałam krzyki Armina:

-Dowódco!!!Ale nie wiemy gdzie jest Lucy!!!

Czułam tylko chęć śmierci...Nie mogłam się wydostać...Tytan wypluł miecze zaraz po tym jak mnie połknął...Ale wtedy przypomniałam sobie pytanie Hanji na początku wyprawy...przecież już Eren dawno powinienen zareagować...Pomyślałam że się mu przemiana nie udała...W tej chwili miałam tylko jeden,określony cel:Zabić stado...

Wtedy niewiele myślałam,odcięłam sobie palec scyzorykiem...Po chwili poczułam się większa i silniejsza...Stałam wśród bebechów tytana...Spojrzałam na ręce...Były wielkie i silne...Zakończone  równie ostrymi jak miecze pazurami...Pierwszą zobaczyłam Hanji,już pomiędzy zębami tytana,który gotowy był odgryść jej głowę...Ruszyłam na niego,oderwałam mu głowę i ręke w  której była Hanji...Potem go zabiłam...Następny był Armin...Powtórzyłam...Nie było we mnie nawet odrobiny litości dla tytanów...Gdy wszystkich pozabijałam...Padłam na ziemię,ktoś wyciągnął mnie z tytana...Obudziłam się w łóżku...Dookoła mnie siedzieli Armin,Eren,Hanji,Sasha,Connie,Reiner,Berthold,Ymir,Christa,Hanji,Erwin i o dziwo...Kapral Levi...Sasha zaczeła mówić pierwsza:

-O ja cię,Lucy nic ci nie jest??

-W-wszystko gra...-odpowiedziałam

-Dziękujemy ci z całego serca!-krzyknął Connie

-Tak,uratowałaś nas.-powiedziała spokojnie Christa

-Chociaż widzę że uciełaś sobie palec...-Ymir zauważyła rankę na moim palcu-Następnym razem może poprzestań tylko na ugryzieniu się w ręke.

Hanji od razu usiadła bliżej by go zobaczyć.

-Dokładnie tak samo było z Erenem...Czyli nie jesteś jakimś odmieńcem...Chociaż,jako tytan masz zaledwie 7 i pół metra...-odparła Hanji.

-Lucy,urządzamy dziś kolację z okazji udanej wyprawy...Jesteś zaproszona.

-A JA,mam nadzieję że na następny raz nie będziesz rozmawiać ze znajomymi kiedy dookoła są tytani...-powiedział Levi.

-Dajmy jej trochę odpocząć dowódco...Jest wyczerpana...-oznajmiła Hanji

Advertisement